poniedziałek, 7 listopada 2011

Prze –języczaj! (czyli ohydztwa kuchenne emigracyjnej housewife)

Ostatnio znajoma porosiła mnie o przepis na tartę z owocami i parę innych udających mi się, o dziwo, przepisów na słodycze. Jak wiadomo, będąc na emigracji z małym dzieckiem i NIEPRACUJĄC (brrrrrrrr) nadajesz się tylko do sprzątania, gotowania, zajmowania się dzieckiem i przesyłania stroskanym koleżankom przepisów na ciasta (brrrrrrrrrr).

Wszystko było by dobrze, ale w pośpiechu odpisywania jej (między nauką francuskich słówek, sprzątaniem, gotowaniem, przewijaniem dziecka, i oczywiście nieustającym byciem feministką w międzyczasie) popełniłam mnóstwo literówek. Przecież normalnie pisać już się NIE DA a tym stanie emigracyjnej housewife. Tytuł brzmiał więc „Tarka z owcami”, czego nawet świadomy wszystkiego WORD nie wyłapał jako błąd. Dalej posypały się byki z iście zakręconymi rogami: „trąt beżowy” jako tort bezowy, „serek maskaropne” (to okropne!) i ciastka owsikowe.

Czy ktoś chce przepis na Lody STRUPakowe z BITA SLEDZIONA i BEKALIAMI? Się polecam.

środa, 2 listopada 2011

"Popacz!"

„Popacz!” – mówi ciągle mój niespełna dwuletni syn. Ja patrzę... a o tylko owoc na krzaku. Jaki to krzak? sama nie wiem…
„Pomós!” – prosi mój synek. Ja pomagam, ale jakoś tak mechanicznie, od niechcenia…

Mój chłopczyk troskliwie zbiera kamyki – jak mnie to opóźnia, jak spowalnia moje pochody, moje ucieczki, moje bieganiny, wyścigi ze światem… Teraz bawi się piaskiem – no nie, znowu trzeba będzie myć ręce…

Dziękuję Ci Synku za lekcję twórczości, pokory, powolności, zachwytu naturą, radości z tego, co otacza. Uczyć mi się od Ciebie!

Pełna synchronizacja. Zatrzymanie się. Zbieranie kamieni, przesypywanie piasku. Ja się tego uczę od mistrzów, on to ma, naturalnie. Oby nie zaginęło w edukacji, bieganinie, pochodach, ucieczkach, wyścigach…

„Popacz!” – patrzę. I nareszcie WIDZĘ.

2 listopada, 19 rocznica śmierci mojego Taty